I feel it coming baby
CONVERSATION
Sprawdzone triki na zdrową cerę!
Dzisiaj, tak dla odmiany, porozmawiamy sobie trochę na temat pielęgnacji twarzy. Na co dzień jest ona niestety narażona na wiele negatywnych czynników, takich jak szkodliwe promienie słoneczne, wysuszający wiatr czy niedokładnie domyty makijaż. I tak, to ostatnie to najgorsze co możemy jej zrobić. Bo wtedy nie dość, że nie oddycha za dnia, to nie może nawet odetchnąć nocą! Także my dziewczyny powinnyśmy pamiętać o tym, żeby nawet kiedy jesteśmy naprawdę zmęczone znaleźć kilka minut i zmyć makijaż.
Oczywiście dokładny demakijaż to podstawa podstaw, ale należy również zwrócić uwagę na inne formy pielęgnacji, takie jak złuszczanie martwego naskórka czy też nawilżanie. Dzisiaj właśnie pokażę Wam produkty, których używam, aby dbać o moją buzię. Przedstawię tylko te, które się u mnie sprawdzają, natomiast wszystko zależy od rodzaju Waszej cery. Ja mam mieszaną, ze skłonnościami do przesuszania na czole, także myślę, że większość posiadaczek tego typu skóry może śmiało testować moich pielęgnacyjnych ulubieńców.
Po pierwsze: maseczki z glinek. Ja kupuję takie w proszku i sama rozrabiam je z wodą lub mlekiem i po prostu nakładam na buzię, czekam aż całkowicie zastygną, a następnie zmywam wodą. Przyznam, że przy zmywaniu jest trochę zabawy, bo ciężko je domyć, jednak mimo to wolę kupować je właśnie w takiej suchej formie, ponieważ wiem, że ich skład to po prostu 100% danej glinki, bez zbędnych dodatków, które mogłyby zapchać moją cerę. Po takiej maseczce skóra jest gładka, ale ściągnięta, gdyż glinki trochę wysuszają, także warto później zaaplikować nawilżający krem.
*peel off
Skoro jesteśmy już przy temacie masek, to nie można pominąć masek peel off. Stosowane regularnie świetnie usuwają wągry, suchy naskórek, a także malutkie włoski na twarzy, także cera staje się po nich trochę bardziej błyszcząca, co dla jednych jest plusem, a dla innych minusem. Ja nakładam taką maskę na strefę T, czekam aż całkowicie zastygnie i zdejmuję zaczynając od dołu. I musicie pamiętać, żeby odklejać ją tylko wtedy, jeśli macie pewność, że całkowicie zastygła, bo tylko w ten sposób możecie pozbyć się niechcianych wągrów. Oczywiście taka maska nie usunie ich wszystkich, ale regularnie stosowana na pewno zredukuje ich liczbę. Ja używam jej raz w tygodniu.
Natomiast równolegle wynalazłam przepis na domową maseczkę peel off, jeszcze lepszą od tej powyżej, ale o tym będzie niedługo osobny post :)
Przyznam szczerze, że czarnego mydła używam dosyć rzadko, bo wolę mechaniczne peelingi, a ono działa jak ten enzymatyczny. No, ale warto sobie czasem odmienić i dać cerze coś innego niż zwykle. Należy go trochę rozcieńczyć wodą, a następnie nałożyć na strefę T i trzymać tak ok 10 minut, a następnie spłukać. Fajnie oczyszcza cerę i jest po nim gładka, natomiast trzeba pamiętać, żeby nie trzymać go za długo, bo może podrażnić.
Jeżeli jesteśmy już w temacie peelingów, to chcę pokazać Wam mój ostatnio lubiony produkt do tego celu. Nie bez powodu ta pasta z Ziaji została KWC na wizażu. Świetnie złuszcza martwy naskórek i łatwo się ją zmywa. Dotychczas takim moim ulubionym peelengiem-żelem był ten z Clean&Clear, natomiast Ziaja zdecydowanie go pobiła. Na dodatek jest bardzo tania, bo kosztuje ok 6-7zł.
Ostatnio w Rossmannie dorwałam też taką silikonową gąbeczkę do masażu skóry twarzy i bardzo mi podpasowała. Wygodna w użyciu, fajnie masuje i złuszcza, a na dodatek bardzo łatwo ją umyć.
Nie powinnyśmy zapominać także o olejkach i ich pozytywnych właściwościach na naszą skórę. Ja używam trzech: rycynowego, kokosowego oraz marchewkowego. Na pewno nie będzie dla Was zaskoczeniem to, że pierwszy stosuję na noc na moje rzęsy w celu ich wzmocnienia i przyciemnienia.
Olej kokosowy natomiast świetnie sprawdza się u mnie w demakijażu. Nakładam go małą łyżeczką na dłoń, wkraplam dwie krople emulgatora, a następnie oczyszczam buzię i rzęsy. Później wszystko zmywam wodą i osuszam ręcznikiem. Dzięki zastosowaniu emulgatora woda jest w stanie bez problemu zmyć olej z mojej twarzy. Jeśli nie mam przy sobie emulgatora, muszę po nałożeniu oleju przemyć twarz dodatkowo żelem. Jednak wolę tę pierwszą opcję, mniej z tym zachodu, a na dodatek skóra jest po tym miękka i nawilżona. Żele natomiast trochę mnie wysuszają.
Ostatnim już oleistym produktem, jaki stosuję na twarz, jest macerat z marchwii, którego dwie kropelki zawsze wieczorem mieszam z kremem nawilżającym i nakładam na buzię. Nadaje on skórze zdrowy koloryt, nawilża i chroni przed promieniami słonecznymi. Czasem rano dodaję go (tym razem już kropelkę) do nawilżającego kremu jako bazę pod makijaż.
Zwykle używam mineralnych podkładów, natomiast mam jeden płynny z Bourjois, którego odcień jest dla mnie za blady. Dzięki temu marchwiowemu olejkowi nie muszę go już wyrzucać, a mogę zużyć. Robię tak: wyciskam trochę podkładu na nadgarstek, dodaję kropelkę olejku, mieszam i nakładam ten duet na twarz. Kolor jest idealny. Tak więc, dziewczyny, wiecie już co robić ze zbyt bladymi podkładami!
No i na koniec - nie zapominajmy o odpowiednim nawilżaniu skóry! Ja codziennie wieczorem po dokładnym demakijażu nakładam na twarz (z dodatkiem dwóch kropelek maceratu z marchwii) nawilżający krem, obecnie używam tego z Alterry, natomiast za każdym razem kupuję inny krem - po prostu lubię sobie odmieniać.
Pod oczy natomiast stosuję krem z Alverde, który jakiś czas temu kupiła mi siostra w Niemczech i jak w sumie chyba widać na zdjęciu, jest już na wykończeniu. To w sumie mój pierwszy krem pod oczy, ale jestem z niego zadowolona, bo ma dobry (naturalny) skład i dobrze nawilża.
Pod oczy natomiast stosuję krem z Alverde, który jakiś czas temu kupiła mi siostra w Niemczech i jak w sumie chyba widać na zdjęciu, jest już na wykończeniu. To w sumie mój pierwszy krem pod oczy, ale jestem z niego zadowolona, bo ma dobry (naturalny) skład i dobrze nawilża.
I oto właśnie moja cała pielęgnacja cery w pigułce. Koniecznie dajcie mi znać w komentarzu, jak podobają Wam się moje triki na zadbaną cerę, a także czy chcecie wynaleziony przeze mnie przepis na domową maseczkę peel off.
Chciałam podzielić się z Wami jeszcze kodami rabatowymi do Sephory, które można znaleźć na platformie Rabble. Ja osobiście uwielbiam robić zakupy korzystając z rabatów, więc pomyślałam, że może Wam też się teraz przydadzą.
A jakie Wy stosujecie triki w pielęgnacji cery?
CONVERSATION
Hula hoop freak!
Dzisiaj, tak dla odmiany, postanowiłam pokazać Wam siebie w wersji sportowej, w której do tej pory raczej nieczęsto mogliście mnie zobaczyć. Oprócz zdjęć, chciałam opowiedzieć Wam parę słów na temat hula hopów z masażerami, ponieważ wiem, że jak ja zastanawiałam się nad kupnem takiego kółka, to szukałam sporo informacji na różnych stronach w internecie, natomiast ja chciałabym, żebyście mieli to wszystko w jednym miejscu, także przedstawię Wam jak to było w moim przypadku.
Zanim kupiłam, to wyczytałam, że takie hula hopy z magnetycznymi kulkami potrafią narobić sporo szkód, bo samo kręcenie miało boleć, a na ciele pojawiać się siniaki. Obejrzałam także kilka zdjęć dziewczyn, które po kręceniu miały okropnie posiniaczone boki i z tego właśnie powodu zaprzestały kręcenia.
To jednak aż tak mnie nie zraziło i mimo wszystko postanowiłam wypróbować to na własnej skórze (dosłownie), więc zamówiłam moje własne hula hop na allegro. Po kilku dniach, ucieszona jak nie wiem odebrałam paczkę i od razu zabrałam się za składanie kółka, ponieważ wszystkie te elementy jak wiadomo były w częściach, nawet krążki magnetyczne musiałam każde z osobna wkładać w plastikowe kuleczki i zapinać. Kiedy już całe kółko było gotowe, postanowiłam zacząć kręcić.
Wiele dziewczyn pisało, że same kręcą kółkiem przez kilka warstw ciuchów, tak żeby jak najmniej narazić brzuch na obrażenia. Ponieważ było lato, to ja postanowiłam tę radę generalnie olać i miałam wtedy na sobie jedynie cienki t-shirt. Pierwsze wrażenie było dosyć dziwne, mnie te kuleczki strasznie łaskotały w brzuch i chciało mi się śmiać, natomiast po chwili się przyzwyczaiłam i już mogłam normalnie kręcić. Boleć, faktycznie troszkę bolało, ale spokojnie było to do wytrzymania.
Ogólnie w dzieciństwie (chyba jak każdy) miałam styczność z hula hopem, ale takim zwykłym, leciutkim i cieniutkim. Dzięki temu umiałam kręcić, tyle że tylko w jedną stronę!
Tak więc na początku (w sensie pierwszego dnia) moim nowym hula hopem z masażerem kręciłam także tylko w jedną stronę. No ale małymi kroczkami jakoś się przestawiałam, żeby wszystkie te ruchy, które wykonuję przy kręceniu wykonywać całkiem na odwrót i nauczyć się również kręcić w drugą stronę. Na początku było to dla mnie dziwne uczucie, ale ile było przy tym radości, kiedy zanim hula hop upadło na ziemię wyszły mi trzy pełne obroty, potem cztery, pięć i tak dalej... Z tą nauką wiązało się też mnóstwo hałasu, bo jak takie duże kółko huknie o płytki albo panele, to jednak trochę słychać. No ale rodzice jakoś to przetrwali haha.
Jeśli chodzi o kwestię siniaków, których się troszkę obawiałam, to tak, pojawiły mi się na obu bokach, ale takie malutkie i ledwo widoczne. I zdałam sobie sprawę z tego, że je mam tylko dlatego, że podczas drugiego dnia kręcenia kółko właśnie naciskało na te miejsca. Niedługo później siniaki jak to siniaki, zniknęły i nigdy więcej już się nie pojawiły.
Kolejny minus jest taki, że podczas kręcenia hula hop nagle mi się rozłącza (możliwe że to tylko mój feralny egzemplarz) i jeśli kręcę szybko to ze sporą prędkością po prostu wylatuje i uderza w ścianę czy jakiś mebel, dlatego moje ściany w pokoju są troszkę porysane. Postanowiłam więc skleić te łączenia za pomocą przezroczystej taśmy (no bo czego taśma nie załatwi?) i jest okej.
Jeśli chodzi o samo kręcenie, to hula hop generuje trochę hałasu, ponieważ wszystkie te magnetyczne kulki obijają się o plastikowe ścianki, ale mnie osobiście to jakoś bardzo nie przeszkadza.
Mimo, że mam to moje kółko już dobre kilka miesięcy, to wcale mi się nie znudziło i uwielbiam nim kręcić! Zdarza się, że kręcę i jednocześnie oglądam telewizję (tylko wtedy muszę podgłosić telewizor) albo po prostu kręcę i jednocześnie trzymam książkę czy notatki i się uczę. Ale najczęściej podczas kręcenia mam założone słuchawki, podpięty telefon i słucham muzyki jednocześnie tańcząc, także musi to wyglądać z boku mega śmiesznie, ale najważniejsze jest to, że ja się wtedy świetnie bawię! Często też kręcąc oglądam na słuchawkach serial, youtuba albo po prostu przeglądam różne strony na telefonie. Niedawno zauważyłam też, że na yt są filmiki, na których trenerki pokazują różne fajne ćwiczenia z kółkiem i zamierzam je jak najszybciej wypróbować, bo może dzięki temu włączę jakieś nowe ruchy do mojego tańca haha.
Podsumowując, no bo troszkę jednak się rozpisałam, nie żałuję że zdecydowałam się na kupno hula hopa i polecam je wszystkim, którzy chociaż trochę lubią sport i chcą wzmocnić swoje mięśnie brzucha w bardzo przyjemny sposób. Pamiętajcie tylko o tym, żeby kręcić po tyle samo w jedną i w drugą stronę!
| DRES - TUTAJ |
(dziękuję za kliknięcie)
POST NIE JEST SPONSOROWANY :)
CONVERSATION
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)
Czytam
Blog Archive
statistics
@katia_there
8 komentarze:
Prześlij komentarz